Rzeźnik to mój ulubiony antybohater w całej historii kina. Jednak czy aby na pewno był tym "złym do szpiku kości ". Mimo wszystko jest to postać dwuznaczna w przeciwieństwie do Amsterdama granego bez jaja przez Leonardo DiCaprio . Człowiek honoru i patriota o olbrzymim poczuciu humoru i ciętym żarcie jak również człowiek bez skrupułów mordujący swoich przeciwników wielgachnym tasakiem. Mistrz ciętej riposty ,charyzmatyczny przywódca z szacunkiem wypowiadający sie o pokonanych wrogach jak i trzęsący całym miastem furiat .Miał zasady i wartości w które wierzył i których się trzymał podobnie jak poglądów względem fali imigrantów zalewających "jego" miasto. Szczególne wrażenie robi scena gdy po raz ostatni spogląda na Five Points , które znał a które odchodzi w niepamięć ,upadający świat o jaki walczył. Potem wypowiada słowa jakie się na zawsze zapamiętuje "Dzięki Bogu, umieram jak prawdziwy Amerykanin."- coś niesamowitego. Barwność i charyzma tej postaci sprawia ,że to jemu się kibicuje mimo wszystko. W scenach z Day Lewisem aktorzy nikną pod jego naporem. Po mistrzowsku przechodzi z żartu do dosłownie śmiertelnej powagi. Rola absolutnie wielka i wyjątkowa zasługująca na deszcz nagród jakie za nią otrzymał.
Zgadzam się w całej rozciągłości - niesamowita postać.
Za samego Rzeźnika film zasługuje na 10/10, pominąwszy genialny klimat, udźwiękowienie i tak dalej.
Ktoś tu widzę lubi Icewind Dale'a - tym bardziej pozdrawiam jeszcze serdeczniej.
Też uważam, że to jego najlepiej odegrana rola. I odnośnie Twoich słów o wyrażania się o przeciwniku z szacunkiem i dwuznaczności postaci Billa - w filmie jest przecież scena, która w mojej opinii bardzo go usprawiedliwia - kiedy przychodzi do łóżka Amsterdama i mówi mu, że sam nie wie, czy ambicje Księdza odnośnie zagarniania terenu dla 'swoich' z czasem by nie wzrosły i nie stałby się takim samym człowiekiem jak on, Bill. Myślę, że miał rację. W każdym razie, podczas tej sceny wyzbyłam się resztek niechęci do jego postaci.