Od paru lat coraz więcej reżyserów zabiera się za odnawianie starych, opowiedzianych już kiedyś bajek. W ten sposób na ekranach pojawiły się w zupełnie nowej odsłonie, filmy takie jak: ''Królewna
Produkcja Burtona to nie kopia filmu ''Alicja w Krainie Czarów'', tego wyreżyserowanego w 1999 r. przez Nicka Willinga. To raczej kontynuacja przygód – jeszcze wtedy – miłego, dziewczęcego, delikatnego i pomysłowego dziecka. Tutaj Alicja nie jest już małą dziewczynką, to prawie dwudziestoletnia panna, która szykuje się do ślubu. Wszystko byłoby dobrze, albo i nie, gdyby znowu nie wpadła do tej króliczej nory. Co ciekawe nie pamięta, że już kiedyś odwiedziła tajemniczą krainę. Przez dłuższy czas trudno jej we wszystko uwierzyć, przypomnieć sobie fakty z przeszłości i nawet widok samego Szalonego Kapelusznika nie rozjaśnia jej nic w głowie. W dalszej części filmu pojawia się nerwowa i egocentryczna Czerwona Królowa oraz będąca zupełnym przeciwieństwem – jej siostra. Okazuje się, że w Krainie Czarów nie dzieje się dobrze, a Alicja będzie musiała przywrócić dawno utraconą harmonię.
Jeśli chodzi o Alicję w Krainie Czarów, to nigdy nie przekonywała mnie ta bajka, nie kojarzyła mi się z dzieciństwem, nie wiązała sentymentalnie. Jednak takie nazwiska krążące w obsadzie – na czele z Deppem – przyciągnęły mnie parę lat temu do kina. Rzadko zdarza się, że pomimo świetnie dobranych aktorów, film to jedno wielkie rozczarowanie. Kiedy ostatnio miałam okazję obejrzeć ponownie produkcję Burtona, utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że z całą pewnością – niestety – było tak tym razem.
Wydawać by się mogło, że charyzmatyczny i niezwykle utalentowany Johnny Depp zbytnio zaufał Burtonowi. Grany przez niego Szalony Kapelusznik – paradoksalnie – nie był szalony, a raczej depresyjny, zalękniony i mało energiczny, a sam ''frygi drygi taniec'' był na tyle żałosny, że jak najszybciej pragnę o nim zapomnieć. Jeszcze większą tragedią okazała się postać flegmatycznej, nudnej, nieco przygłupiej, wiecznie uśmiechniętej Białej Królowej. Najbardziej przykre jest to, że pomimo starań Johnnego Deppa, Heleny Bonham Carter czy Anny Hathaway, którzy dobrze odegrali swoje role i wszystko na pierwszy rzut oka się zgadzało, nie uratowali tego filmu, o którym – według mnie – przesądził sam pomysł na takie zobrazowanie losów głównej bohaterki. Mia Wasikowska wcielająca się w postać Alicji w sumie – niestety – pasuje do przypadającej jej roli. Tytułowa bohaterka to typowa chłopczyca, a ponadto bardzo smętna, rozdarta wewnętrznie i chłodna osoba.
Co do efektów specjalnych, to była ich cała masa. Początkowo to właśnie one napawały mnie nadzieją, że może jednak ta ''Alicja'' nie będzie aż takim nieporozumieniem. Jednak z każdą chwilą ''czar pryskał''. A po niecałych dwóch godzinach miałam wrażenie, że jak na Tima Burtona to wszystko było robione bez najmniejszego pomysłu. Jeśli chodzi o polski dubbing, to jak zwykle pozostaje wiele do życzenia.
Podsumowując - z ciekawie, niebanalnie prezentującego się filmu, dostaliśmy jakąś dziwaczną, niby zabawną, a jednak depresyjną, do bólu sztywną opowieść o mężnej dziewczynce, z zaburzeniami pamięci, która po raz kolejny wpadła do nory jakiegoś królika. Ja nie polecam.